W czasie, kiedy Zachód wszelkimi sposobami pomaga Ukraińcom w ich walce, a Unia próbuje wytrwać mimo energetycznego szantażu, w dwóch stolicach w najlepsze trwa absurdalna „zimna wojna” ze Wspólnotą.
Rok temu, u schyłku pandemicznego kryzysu, w najczarniejszych snach nie przypuszczaliśmy, że najgorsze dopiero przed nami. 24 lutego „potwór z Kremla” postanowił zdeptać europejskie aspiracje suwerennego narodu Ukrainy. Tym razem przeciwnik był „widzialny” nawet bardziej niż byśmy sobie tego życzyli. Okazał się jednak nieobliczalny, bardziej od samego wirusa.
Pandemia pokazała, że Wspólnota rozwija się najlepiej poprzez kryzysy. Ten zdrowotny pozwolił Unii odkryć nowe płaszczyzny współpracy. Kryzys wojenny, a przede wszystkim spowodowany nim kryzys energetyczny, staje się wymagającym sprawdzianem mechanizmów, które już dawno powinny funkcjonować. W obu przypadkach kluczowa była i jest współpraca i to ona bezsprzecznie gwarantuje prawdziwy rozwój europejskiej Wspólnoty.
Środek ciężkości.
Od końca lutego instytucje europejskie, przy aktywnym poparciu Parlamentu wdrożyły szereg sankcji wymierzonych w rosyjskiego agresora. Niemal natychmiast podjęto też działania pomocowe dla zaatakowanej Ukrainy. W końcu Przewodnicząca Komisji Europejskiej, w swoim dorocznym orędziu o stanie Unii, przyznała, że Zachód za późno i za słabo wsłuchiwał się w głosy płynące z naszego regionu. Zwłaszcza zaś te, ostrzegające, że Rosja to nie partner, a bezwzględny rywal, wykorzystujący naszą każdą słabość.
Oczy całej Wspólnoty nagle zwróciły się na Wschód, gdzie miliony zwykłych ludzi rzuciły się na pomoc swoim sąsiadom. Polki i Polacy otworzyli swoje domy dla uciekających przed wojną. Zmęczeni miesiącami pandemicznych ograniczeń i poobijani przez nienawistną władzę, okazaliśmy się gotowi na wielką, choć pisaną małą literą, solidarność. W Unii zaczęło się wręcz mówić o przesunięciu środka ciężkości Wspólnoty. Jednak i tym razem dwa państwa członkowskie, zamiast stanąć z resztą Wspólnoty u sterów, postanowiły zacząć wybijać dziury w burcie.
Viktor Orban i rządzone przez układ oligarchiczny Węgry, fraternizują się z Kremlem choćby ograniczając siłę rażenia kolejnych sankcji. Kaczyński i Ziobro zrównują pryncypialną obronę europejskich wartości przez unijne instytucje z rosyjskim agresorem mordującym niewinnych ludzi kilkaset kilometrów od Warszawy. Trudno to zrozumieć nad Wisłą i Dunajem, a co dopiero w Brukseli.
Kosztowne eksperymenty.
Unia rozwija się przez współpracę. Bez niej Unii nie ma. Kiedy Parlament Europejski ogłasza Węgry państwem nie w pełni demokratycznym Viktor Orban może się uśmiechnąć – to jedynie symbol. Jednak, kiedy Komisja ogłasza, że wstrzymuje Węgrom fundusze, natychmiast zapewnia o woli współpracy. On przynajmniej kieruje się interesem mierzonym w euro.
Tak zwana Zjednoczona Prawica różni się podejściem od swojego przyjaciela.
Poza ostrzeżeniami i licznymi rezolucjami, apelami i deklaracjami ze strony Parlamentu Europejskiego czy Komisji, w przypadku Polski mamy już do czynienia z wymiernymi i dramatycznymi stratami.
Bez Krajowego Programu Odbudowy, ale i z kurczącymi się przez kolejne kary funduszami na już zaplanowane projekty, Polska traci już dziś miliardy złotych. Wykończona koronawirusem i kryzysem energetycznym gospodarka łaknie tych pieniędzy jak kania dżdżu. Ich wagę widać zresztą już dziś we Włoszech i w wielu innych państwach garściami czerpiących z funduszy na odbudowę. Polacy mają tymczasem zdobywać się na kolejne akty heroiczne w imię ministra, prokuratora i przystawki w jednym.
Prosty rachunek.
Cała Wspólnota nie może jednak tracić więcej czasu na fochy Jarosława Kaczyńskiego. Jego samopoczucie nie jest równe wyzwaniom, którym trzeba dziś sprostać. Tu nie działa reguła matematyczna Ziobry. I choć Prezes może utożsamiać Unię ze zmianą płci i imienia, prawdziwa zmiana, w której Unia miała pomóc to zmiana myślenia.
Uznawana za dziedziczkę ruchów faszyzujących, nowa włoska Premier Giorgia Meloni podkreśla, jak ważna jest dzisiaj współpraca w Europie. Również znana miłośniczka rosyjskich kredytów, Marine Le Pen schowała się w cień. Wszyscy w Unii potrafią -nawet jeśli spóźnieni – dostrzec realne zagrożenie. Nie potrzebują do tego szczytnych idei, wystarczy prosty rachunek. Za gaz, za prąd, za ropę. Rachunek, który muszą zapłacić ich wyborcy. To jest dziś wyzwanie, a nie pytanie o płeć, czy „Europę narodów”. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że do naszych rządzących dotrze to zanim porządnie zmarzniemy. Uśmiech Prezesa może nam nie wystarczyć do ogrzania, a bez unijnej współpracy na nic więcej liczyć raczej nie możemy.
Powyższy tekst ukazał się oryginalnie w formie artykułu w Newsweek Polska, w listopadzie 2022 roku.