Bez natychmiastowych reform nie będziemy mieli szans na skorzystanie z pieniędzy, które dosłownie leżą i czekają, by po nie sięgnąć. Wiedząc, że jednym z ulubionych zespołów premiera Morawieckiego jest legendarna Republika, zachęcam go, by – także dla tytułowej „Mamony” – podjął kroki ku normalizacji stosunków z Brukselą, przede wszystkim przez przywrócenie w Polsce zasad państwa prawa.
Opublikowane przez Główny Urząd Statystyczny dane szacunkowe dotyczące wysokości inflacji w październiku nie pozostawiają złudzeń. 17,9% – tyle miała wynosić inflacja w zeszłym miesiącu i jest to najwyższy poziom, jaki zaobserwowaliśmy na przestrzeni ostatnich ponad 20 lat. Nie jest dobrze. Nawet jeśli to już szczyt stromego „płaskowyżu Glapińskiego”, to nadal trudno o optymizm w kontekście kolejnych miesięcy.
Obserwowany przez nas ciągły wzrost inflacji ma charakter podażowo-popytowy – z jednej strony bestialska agresja Rosji na Ukrainę spowodowała podwyższenie cen energii i produktów spożywczych, które z kolei wpływają na wzrost cen innych produktów i usług. Z drugiej zaś strony wielu z nas wciąż tkwi w swoistej post-pandemicznej pułapce, polegającej na chęci ciągłej konsumpcji, wydawania zarobionych pieniędzy, bo „podczas pandemii nie było kiedy i na co”.
Rząd Zjednoczonej Prawicy, z premierem Morawieckim na czele, obwinia o ten wzrost sytuację międzynarodową, nieustannie wręcz, wspominając o „putinflacji”. Część inflacji w Polsce jest importowana, jednakże cała reszta jest wynikiem polityki prowadzonej przez rząd i działań (lub zaniechań) NBP. Pamiętajmy, że wysoka – prawie 10-procentowa – inflacja istniała już przed wybuchem rosyjskiej inwazji. Była więc ona zdecydowanie wyższa niż górny zakres celu inflacyjnego NBP (3,5 proc.). Oznacza to, że nie wszystko było tak perfekcyjne, jak uważają polskie władze.
Nieprecyzyjna polityka monetarna
Polityka monetarna i fiskalna są ze sobą mocno powiązane. Zacznijmy od polityki monetarnej, czyli przede wszystkim od działań i zaniechań banku centralnego. Pozostawmy na boku, śmieszny wręcz, poziom komunikacji władz NBP z rynkami i zbyt późno podjęte działania w walce z inflacją, skandaliczne ataki na europejską Wspólnotę oraz podejrzaną zbieżność decyzji NBP z zachciankami rządzącej koalicji. Pamiętajmy, że NBP nie powinien tylko wspominać o ograniczaniu wydatków państwa. Naciskając na rząd i jego politykę fiskalną, powinien on wręcz krzyczeć o tym, że rozrzucanie pieniędzy będzie kontrproduktywne do podwyżki stóp procentowych. W tym kontekście należy pamiętać, że podwyższanie stóp procentowych przez bank centralny nie daje rezultatu w postaci natychmiastowego obniżenia inflacji – ten proces może trwać wiele miesięcy. Poza tym podwyżka stóp procentowych ma wpływ przede wszystkim na wybrane sektory – nie jest więc lekiem na całe zło. Krokiem naprzód w walce z inflacją mogłoby być natomiast wyemitowanie przez NBP tzw. obligacji antyinflacyjnych o oprocentowaniu równym lub wyższym niż poziom inflacji. Zachęciłoby to Polaków do inwestowania w te obligacje, ściągając poniekąd ich środki poza rynek i zmniejszając tempo konsumpcji oraz dając im szansę na wybór inwestycji mniej ryzykownych w tak niepewnych czasach. Podczas pandemii NBP wypuścił na rynek dużą część pieniędzy. Czas je z stamtąd zabrać, dając ludziom poczucie bezpieczeństwa. Czym różnią się obligacje antyinflacyjne NBP od obligacji antyinflacyjnych rządu? Kupując obligacje NBP, zamrażamy kapitał, natomiast nabywając obligacje rządowe, niejako pozostawiamy je do jego dyspozycji. Takie działanie może nie ograniczać poziomu inflacji – wprost przeciwnie, może przyczynić się do jego dalszego wzrostu.
Proinflacyjna polityka fiskalna
Tu dochodzimy do kolejnego punktu na liście działań wymaganych do skutecznej walki z inflacją – odpowiedniej polityki fiskalnej. Obniżanie podatków dla wszystkich w czasach wysokiej inflacji zwiększa ilość pieniądza na rynku. Oszczędzone na obniżonym podatku środki obywatele wydają na inne rzeczy. Podczas niedawnego posiedzenia podkomisji ds. podatków w Parlamencie Europejskim, której jestem członkiem, przedstawiciel OECD zaznaczył, że, chcąc walczyć z inflacją z pomocą polityki podatkowej, nie należy doprowadzać do sytuacji, w której korzystanie z ulg podatkowych i obniżonych stawek różnego rodzaju danin, jest możliwe dla wszystkich. Taka pomoc, która nie jest dedykowana konkretnym grupom społecznym, a jest przeznaczona „dla wszystkich”, będzie skutkować wzrostem inflacji. Niesprecyzowane dorzucanie pieniędzy na rynek, to jeden z głównych grzechów „walki z inflacją” tego rządu. Takiewsparcie powinno być bowiem ograniczone tylko do najbardziej potrzebujących. W przeciwnym razie inflacja będzie dalej rosnąć, a jej skutki będą najboleśniejsze dla najbiedniejszych.
Trudno mówić o skutecznej walce z inflacją, jeżeli spóźnione działania NBP spotykają się z proinflacyjnymi działaniami rządu. Będąc u władzy, należy być odpowiedzialnym i dbać o dobro obywateli, a nie koncentrować się na kupowaniu głosów w czasach kryzysu. Zdaję sobie sprawę z tego, że PiS jest partią, która od 2015 roku, bez przerwy prowadzi swoją kampanię wyborczą, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że poświęca też dobrobyt Polaków i kondycję polskiej gospodarki dla partykularnych zysków własnych członków.
Krajowy Program Odbudowy – nasza szansa w Europie
Ponadto, by skutecznie walczyć z inflacją, należałoby zadbać, żeby Komisja Europejska rozpoczęła wypłacanie środków w ramach polskiego Krajowego Programu Odbudowy. Zgodnie z aktualnie wynegocjowanym KPO możemy liczyć na 23,9 mld euro w formie grantów i 11,5 mld euro w formie preferencyjnych pożyczek. Według informacji zawartych na jednej ze stron rządowych, KPO „wzmocni polską gospodarkę oraz sprawi, że będzie ona łatwiej znosić wszelkie kryzysy”. Warto jednak zaznaczyć, że to wzmocnienie nastąpi tylko wtedy, kiedy te pieniądze faktycznie otrzymamy, czego w chwili obecnej nie możemy być pewni. Jak sprawić, by KE zatwierdziła nasz KPO? Wiele zależy od… działań polskiego rządu. Piłka jest teraz po stronie Rady Ministrów, która zgodziła się na spełnienie tzw. kamieni milowych dotyczących przywrócenia w Polsce praworządności. Dopiero, gdy KE uzna, że postawione Polsce w tej kwestii warunki zostały spełnione, nastąpi wypłata choć części tych środków. Czy rząd PiS pracuje nad wywiązaniem się z tego zobowiązania? Do tej pory nie podjęto działań, które by na to wskazywały. Rząd PiS nie wystąpił nawet z wnioskiem o wypłatę środków. Jego składanie nie ma jednak najmniejszego sensu tak długo, jak będziemy obserwować, wciąż postępującą, „deformę” wymiaru sprawiedliwości.
Na korytarzach unijnych instytucji mówi się także o innej przeszkodzie w otrzymaniu tych pieniędzy. Tajemnicą poliszynela jest niechęć rządu do samorządów, w których władzę sprawują przedstawiciele opozycji, a więc szczególnie do dużych miast i ich włodarzy. Było to widoczne zwłaszcza przy dokonywaniu przez rząd zmian podatkowych w ramach tzw. Polskiego Ładu, które okazały się być jawnym atakiem na samorządy – i tak już niedofinansowane, szczególnie biorąc pod uwagę ich obowiązki względem naszych gości z Ukrainy. Niesprawiedliwy podział środków z KPO między regiony sympatyzujące z PiS oraz regiony w większości nieprzychylne obecnej władzy jest często wspominany jako możliwy hamulec. W Warszawie, Gdańsku, czy mojej rodzinnej Łodzi, już teraz wskazuje się na niedorzeczne zasady podziału pieniędzy z KPO dla większych ośrodków, szczególnie w odniesieniu do „zielonych inwestycji”.
Jeżeli zadają sobie Państwo pytanie dlaczego KPO jest tak istotny, odpowiadam – te pieniądze to nie tylko szansa na pokoleniowy skok dla naszego kraju;p, to także szansa na wzmocnienie polskiej waluty i obniżkę inflacji. Przypomnę, że przynajmniej 37 proc. tych środków musi zostać przeznaczona na „zielone inwestycje”, a minimum 20 proc. na cyfrową transformację. Nowe inwestycje, które będą możliwe dzięki unijnym pieniądzom, zwiększą wiarygodność naszego kraju dla rynków. Ponadto transfery pieniędzy w ramach KPO nie będą dokonywane w złotówkach. Napływ obcych walut dla naszych inwestycji może podwyższyć wartość polskiego złotego, którego to niski kurs jest jednym z powodów wyższych cen produktów i usług w Polsce. Co ciekawe, politycy rządu niedawno sami wspominali, że średnioterminowo KPO wpłynie na obniżkę inflacji nad Wisłą.
Jest jednak jedna taka rzecz, o której politycy PiS konsekwentnie wspominać zapominają. KPO pochodzi z tzw. Next Generation EU, czyli sumy pieniędzy, które UE pożycza na międzynarodowych rynkach jako podmiot fiskalny – jest to więc dług unijny. Niezależnie od tego czy Polska otrzyma pieniądze z KPO, czy też nie, nasz kraj zobowiązał się już do wzięcia udziału w spłacie tego unijnego zadłużenia. Jeżeli mamy więc wspólnie spłacać dług, dobrze byłoby najpierw odnieść korzyści z jego zaciągnięcia, zamiast tylko współfinansować inwestycje w innych krajach.
Miejsce Polski w UE
Z wielu powodów jesteśmy w tej chwili na arenie unijnej postrzegani jako swoisty „wariat”, po którym można spodziewać się tylko problemów i nieumiejętności, a wręcz niechęci do, grania w jednej drużynie. Brak poszanowania dla praworządności oraz krzykactwo są głównymi, ale nie jedynymi, powodami takiego postrzegania Polski przez naszych, najbliższych przecież, partnerów.
Nowe reguły finansowe, środki własne i budżet UE – to tylko niektóre gospodarcze tematy, na których skoncentrowana jest aktualnie unijna debata. W tak ważnych kwestiach potrzebni są przewidywalni, stabilni i godni zaufania partnerzy. Za takich uznawani są ci, którzy nie korzystają z każdej nadarzającej się okazji, by deprecjonować UE i jej działania; ci, którzy chcą pogłębiać współpracę zamiast tylko uśmiechać się do wspólnych zdjęć pamiątkowych po spotkaniach na szczycie.
Wejście do ścisłego jądra europejskiego klubu, czyli do strefy euro, musimy traktować jako nasz priorytet. Rozpocznijmy prawdziwą debatę o przyjęciu euro w naszym kraju – debatę opartą na ekonomicznych argumentach, a nie politycznej propagandzie władzy i jej akolitów.Wspólnota i integracja to – zwłaszcza w trudnych czasach – synonimy bezpieczeństwa. Nie tylko naszego, ale przede wszystkim naszych dzieci i wnuków.